Song of the 2012
Po wielu dniach spędzonych wyłącznie na słuchaniu muzyki z 2012 roku, udało mi się wykrystalizować dwudziestkę tych piosenek, które w jakiś sposób na mnie wpłynęły, i które dały mi najwięcej przyjemności. Poniżej możecie zobaczyć efekty mojej pracy. Podsumowanie dotyczące albumu roku pojawi się dopiero w styczniu, zostało jeszcze kilka płyt które chcę przesłuchać, a i zwyczajnie bym się nie wyrobił do sylwestra. Teraz jednak zapraszam do zapoznania się z 20 moich ulubionych kawałków z 2012 roku:
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
posłuchaj <---
Mac DeMarco, chłopak wyglądający na super wyluzowanego
gościa, o leniwej manierze śpiewania, nagrał w tym roku niezwykle sympatyczny
album. Często zapętlam go sobie gdy mam coś do zrobienia przy laptopie, czas
szybciej mija, i sam staję się bardziej wychillowany. Mało która płyta, działa
ostatnio na mnie tak kojąco. Z tego zbioru piosenek, najbliżej memu sercu
znalazł się utwór My Kind of Woman. Z jednej strony prosty jak pozostała dziesiątka,
z drugiej zaś bardzo dojrzały i przemyślany.
Podejście Maca do tego co robi jest zadziwiające, pokazuje się jako
wiecznie uśmiechnięty gość mający wszystko w dupie, który po prostu lubi grać i
śpiewać. Nic jednak nie jest takie proste, więc albo młody Kanadyjczyk włożył w
to sporo wysiłku, albo ma taki talent do tworzenia świetnych utworów. Tego nie
wiem, wiem za to, że ta konkretna piosenka, cholernie mu wyszła, i wiem też, że
jeśli tego nie spier… to stanie się kimś ważnym na scenie alternatywnej, czego
mu jak najbardziej życzę!posłuchaj <---
Eightiesowskich romansów Georgea Lewisa Juniora ciąg dalszy. Five Seconds to jedna z najbardziej chwytliwych piosenek, jakie w tym roku słyszałem. Wpada w ucho od pierwszego przesłuchania, a z czasem jeszcze bardziej wkręca się w czaszkę, do tego stopnia, że potrafiłem chodzić po mieszkaniu przez ponad tydzień nucąc refren, czym irytowałem niemiłosiernie moich współlokatorów.
posłuchaj <---
W tym roku można zauważyć, że cenię sobie minimalizm i prostotę. Nie inaczej jest w tym przypadku. Doused bazując na prostej i wyrazistej linii basu, od razu narzuca szybkie tempo i nie zwalnia do samego końca, nie tracąc przy tym na melodyjności. Kawałek jest typowym przedstawicielem shoegaze’u i to w klasycznym wydaniu, próżno szukać tu przesadzonych eksperymentów elektronicznych, jedynie gitary, bębny, mamroczący wokal i wzrok wgapiony w buty. Mimo pewnej monotonii, nie ma tutaj miejsca na nudę, warto nawet zamknąć oczy, a bombardowani pędzącym dźwiękiem doświadczymy pokazu następujących po sobie z ogromnym tempem obrazów, niczym widok z okna pędzącego pociągu. Bardzo intrygujący, mroczny utwór, ze świetnym flow.
posłuchaj <---
Rozbudowana do granic kompozycja, dla mnie wręcz genialne dance-popowe dzieło, podlane lekkim wariactwem i nonsensem. Hot Chip potrafią tworzyć utwory chwytliwe, pozytywne i zakręcone, ale dopiero utworami takimi jak ten, trochę mroczniejszymi, pełnymi elektro-popowych smaczków, pokazują swoją prawdziwą moc i udowadniają, że potrafią tworzyć ambitną muzykę popularną na wysokim poziomie.
posłuchaj <---
Zdecydowany mój numer jeden tego roku. Lady jest dla mnie
kawałkiem tak wciągającym, że potrafię go zapętlić na ładnych kilkanaście minut,
co z innymi utworami często mi się nie zdarza. Pamiętam szczególnie jedną
sytuację związaną z tym utworem. W kwietniu po koncercie Brothertigera w
Krakowie, udaliśmy się ze znajomymi do mieszkania koleżanki by kontynuować
oblewanie koncertu (a muszę podkreślić, iż jego oblewanie zaczęło się sporo
przed koncertem, a po jego zakończeniu udało nam się nawet namówić gwiazdę
wieczoru by wypił z nami przy barze kilka kielichów). Było już chyba nad ranem,
ja leżąc spokojnie na podłodze, ostatkiem sił odwracając się w stronę kumpla
gdy z jego ust padło pytanie co teraz puścić, powiedziałem bez namysłu
„Piotrek! Lady!” i mogłem spokojnie kontemplować przez kolejne 5 minut.
Utwór mimo wszystko jest bardzo prosty, zaczyna się gęstym szybkim
bitem, po chwili dochodzą dźwięki rodem z Italo Disco, następnie delikatny
wokal Ruth, wyśpiewujący prosty tekst, „If
I could only call you my lady, Baby I could be your man”. Całość utrzymana
w mrocznej atmosferze nocnych ulic z lat 80. Niby niewiele, a jednak to
wszystko razem daje piorunujący efekt. Mimo iż przesłuchałem ten utwór
dziesiątki, jeśli nie setki razy, ciągle mogę poczuć te pozytywne dreszcze na
plecach gdy wybrzmiewają pierwsze dźwięki utworu.posłuchaj <---