wtorek, 31 stycznia 2012

2011 - podsumowanie vol.3 - single




Kilka dni temu przedstawiłem dziesięć najlepszych albumów z 2011 roku z jakimi miałem styczność, dziś przyszedł czas na dziesięć najlepszych singli. Ograniczyłem się do samych singli gdyż miniony rok przyniósł naprawdę masę dobrych utworów i nie sposób byłoby wybrać z nich te najlepsze. Z singlami, głównie ze względu na ich ograniczoną liczbę, taki proces jest zdecydowanie łatwiejszy, a do tego to w dużej mierze od nich dziś zależy czy ktoś kupi płytę czy nie. Poniżej dziesiątka moich ulubionych singli z 2011 roku.

10. “Chinatown” – Destroyer


9. “Hanging On” – Active Child

8. “Calgary” – Bon Iver


7. “Down By The Water” – The Decemberists


6. “Colours” – Grouplove


5. “The Glorious Land” – PJ Harvey


4. “Oh My Heart” – R.E.M.


3. „Midnight City” – M83


2. „Vomit” – Girls


1. „Volatile Times” - IAMX





To już ostatnie podsumowanie, a przynajmniej nie mam w planach żadnych następnych. Rok 2011 należy już do przeszłości i nie ma sensu o nim więcej rozpamiętywać. Od teraz patrzę już tylko w przyszłość, a plany mam ambitne! Jutro np. planuję -króciutką co prawda- notkę po angielsku.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Born To Die - premiera juz... yy wczoraj!

Dziś mam zamiar przesłuchać nową -a w zasadzie pod obecnym szyldem debiutancką- tak hucznie zapowiadaną w internecie od kilku miesięcy, płytę zatytułowaną Born To Die a nagraną przez Elizabeth Grant aka. Lana Del Rey. Jestem bardzo ciekawy tego wydawnictwa, dotychczasowe single były bardzo fajne i przyjemne w odbiorze, a sama Lana, jej wygląd, styl oraz przede wszystkim sposób śpiewania, głos, bardzo mnie zaintrygowały. Pierwsze oceny zagranicznych serwisów muzycznych są różne, raczej przeważają te pozytywne, jednak związany ściśle z muzyką alternatywną portal Pitchfork Media ocenił debiut Lany na 5.5 (cała recenzja tutaj). Ja w każdym razie jestem nastawiony pozytywnie, obym się tylko nie zawiódł.

niedziela, 29 stycznia 2012

2011 - podsumowanie vol.2 - albumy

Rok 2011 pod względem muzyczny był dla mnie bardzo interesujący. Nigdy wcześniej nie poznałem takiej ilości artystów, oraz takiej ilości naprawdę dobrych płyt i dlatego wybór tej najlepszej nie był łatwym zadaniem. Pierwszą połowę roku spędziłem głównie na słuchaniu R.E.M., początkowo ich starszych wydawnictw oczekując nowego krążka, którym zaś byłem zawładnięty od marca. Tak się złożyło, iż w mniej więcej tym samym czasie swoją premierę miała płyta innego z moich ulubionych zespołów a konkretnie IAMX, i to właśnie ostatnie wydawnictwa tych dwóch zespołów dostarczyły mi najwięcej muzycznej przyjemności. Mniej więcej od listopada, zaczęła się moja przygoda z poznawaniem kolejnych artystów. Jakoś wtedy właśnie poznałem zespół Blonde Redhead, który wywarł na mnie duże wrażenie, za sprawą swojego albumu Misery Is A Butterfly, i myślę że jest to jedna z najlepszych płyt jakie poznałem w ubiegłym roku. Poniższe rankingi skupiają jednak tylko wydawnictwa z 2011 roku, o starszych albumach może uda mi się napisać w późniejszym, bliżej nieokreślonym terminie.
Większość płyt z 2011 roku poznałem dopiero na przełomie grudnia i stycznia, więc jestem z nimi „na świeżo”, co ma swoje plusy i minusy. Starałem się jednak by poniższy ranking jak najlepiej odzwierciedlał moje odczucia co do poszczególnych albumów, nie było to łatwe i myślę, że układając ten sam ranking rok później jego wygląd mógłby być zupełnie inny. W każdym razie, na dzień dzisiejszy lista moich ulubionych albumów 2011 roku wygląda następująco:


10. You Are All I See – Active Child

9. Helplessness Blues – Fleet Foxes

8. Father, Son, Holy Ghost  – Girls

7. Metals – Feist

6. Rome – Danger Mouse & Daniele Luppi

5. Bon Iver – Bon Iver

Powiem krótko, jest to jeden z najlepszych indie folkowych albumów jakie słyszałem w przeciągu kilku ostatnich lat. Gama pięknych rozbudowanych melodii, intrygujący falset Vernona, zabierają nas w podróż po czasami realnych, czasami zmyślonych miejscach na mapie Ameryki Północnej. Mnie ewidentnie swoim nowym pomysłem na siebie, Justin Vernon kupił.

4. Hurry Up, We’re Dreaming – M83

Od jakiegoś czasu jestem wręcz zauroczony twórczością Anthony`ego Gonzaleza. Francuz nowym wydawnictwem tylko potwierdził swoją klasę. Harry Up, We’re Dreaming jest jak podpowiada tytuł niczym sen, przyjemny sen, wystarczy włączyć ten dwu-płytowy album, usiąść w fotelu i rozpłynąć się w morzu pobudzających wyobraźnię dźwięków. Jednak żeby w pełni docenić ten album, trzeba lubić tego typu muzykę, albo po prostu poświęcić mu dłuższą chwilę na przyzwyczajenie swoich odbiorników dźwiękowych do formy, w jakiej Gonzalez przekazuje treści. Ja, po doświadczeniach z poprzednimi albumami M83, ten chłonę w całości nie mogąc już doczekać się zbliżającego koncertu.

3. Let England Shake – PJ Harvey

Nigdy nie byłem wielkim fanem PJ Harvey, lubiłem jej poszczególne utwory, ale płyty w całości były czasami dla mnie nie do przełknięcia. Może dawałem im zbyt mało szans, może nie jestem na tyle wyrobionym słuchaczem by docenić jej dokonania. To już nie ważne, bo swoją ostatnią płytą, angielska artystka zawładnęła mą duszą, ciałem, umysłem i sercem! Uwielbiam szczególnie środek płyty, a konkretnie 3 utwory – On Battleship Hill, England oraz In The Dark Places, wręcz rozpływam się przy nich. Nie podchodzi mi jedynie końcówka, tzn. w mojej opinii ostatnie 2 utwory odstają poziomem od całości, brakuje tam czegoś w stylu cudownego The Dancer z To Bring You My Love. Pomimo tego, dzięki Let England Shake, jestem prawdziwie zakochany w Polly Jane Harvey i sądzę, że to uczucie szybko nie minie.

2. Collapse Into Now – R.E.M.

W 2008 roku R.E.M. wydali wspaniałe rockowe dzieło Accelerate, był to potężny kopniak w cztery litery tym wszystkim, którzy twierdzili, że panowie z R.E.M. się zestarzeli, zdziadzieli i jedyne co potrafią to smęcić i przynudzać. Była to moja ulubiona płyta tamtego roku i jedna z ulubionych amerykańskiego zespołu w ogóle. Od kiedy tylko usłyszałem, że nagrywają kolejny album nie mogłem powstrzymać drżenia rąk. W końcu w marcu dostałem wspaniały i niestety jak się później okazało ostatni krążek zespołu. Jest w pewnym sensie mieszanka tego co do tej pory nagrali, są tu i piękne ballady jak np. Walk It Back, jak i prawdziwe rockowe killery – All The Best, a całość wieńczy piękny utwór Blue z gościnnym udziałem Patti Smith. Dla mnie nie ma na tym albumie słabego momentu, utwory są przemyślane i tworzą spójną całość. Nie znalazłem co prawda na Collapsie takiego songu jakim był Sing For The Submarine na Accelerate, ale tak cudowne utwory nie zdarzają się często. Jedyną wadą CIN jest czas trwania – 40 minut z niewielki hakiem to imo troszkę za mało. Nie zmienia to faktu że zespół tym albumem w piękny sposób się z nami pożegnał (nawet Stipe macha do nas z okładki) i za to jestem im wdzięczny.

1. Volatile Times – IAMX

Nie czekałem z wypiekami na twarzy na ten album. Pierwszy singiel (Ghosts Of Utopia) mnie nie poruszył. Pierwsze przesłuchanie też nie wywarło na mnie większego wrażenia, a jednak to właśnie ten album uważam za najlepszy w 2011 roku, świadczy to tylko o sile tego albumu i jak bardzo potrafił we mnie „urosnąć”. Dla mnie przede wszystkim ta płyta ma niesamowity mroczny klimat, jakiego na wcześniejszych albumach nie było. Dźwięk jest brudny, nie ma tu chwytliwych, przebojowych kawałków, dla jednych może to być wada, dla mnie jest to ogromną zaletą. Czuć, że Volatile Times jest płytą bardziej osobistą niż poprzednie, całe IAMX do tej pory Chris nazywał i traktował jako projekt, tym albumem chyba pokazał, że to jednak coś więcej. Gdzieś przeczytałem, że utwory na tej płycie to głównie stare, niewykorzystane wcześniej kawałki, zmiksowane, przemielone i przewertowane na wszystkie sposoby, jeśli tak, to oby więcej takiego materiału zalegało u Chrisa na dysku!

sobota, 28 stycznia 2012

skins


Poniższy tekst przygotowałem już jakiś czas temu, ale jakoś został przeze mnie zapomniany i poleżał sobie na dysku przez kilka miesięcy. Traktuje on o dwóch pierwszych sezonach skinsów, i był pisany świeżo po ich obejrzeniu. Dziś mam za sobą kolejne sezony więc niżej i o nich wypowiem się troszkę szerzej, ale najpierw zachęcam do zapoznania się z moimi wypocinam sprzed kilku miesięcy = ).

|| Od zeszłego tygodnia oglądam skinsów, jest to brytyjski serial o grupce przyjaciół z collageu. Udało mi się obejrzeć już 2 sezony (w sumie 19 odcinków, więc nie jest to jakiś wielki wyczyn) i dzisiaj zacząłem trzeci. Główne motywy serialu to ćpanie, picie, seks, związki oraz wariacje i eksperymenty z nimi związane, czyli nic innego jak życie codzienne angielskich nastolatków. Podoba mi się sposób przedstawienia bohaterów, mianowicie każdemu poświęcono osobny odcinek, skupiając się na problemach danej postaci. Właśnie postacie są główną zaletą i siłą skinsów, wszyscy wydają się być naturalni w swoich zachowaniach, co jest także zasługą dobrze dobranych aktorów. Mi do gustu szczególnie przypadła Cassie, słodka i urocza anorektyczka, bardzo emocjonalna i wrażliwa, zauroczyła mnie od pierwszego odcinka. Oczywiście nie tylko ona zasługuje na uwagę, bardzo polubiłem również wiecznie zjaranego, pozytywnie nastawionego do życia lubiącego tabletki, rybki i zwrot „fuck it” Chrisa, czy bawiącego się innymi, manipulanta Tony’ego, ale jak już wcześniej zaznaczyłem, każdy z bohaterów ma coś w sobie. Brak tu nijakich i bezbarwnych postaci, zarówno wśród pierwszo jak i drugoplanowych bohaterów, jednych można lubić innych nie, ale każdy wzbudza jakieś emocje.
Twórcom całkiem nieźle wychodzi balansowanie wątków komediowych i dramatycznych. Zdarzają się odcinki, w których panuje pozytywna atmosfera, a uśmiech nie schodzi z twarzy od początku do końca (wycieczka do Rosji), jednak nie trzeba długo czekać aż twórcy uraczą nas odcinkiem trudniejszym w odbiorze i z mrocznym klimatem (odcinek z Effy - 1x08 czy Cassie - 2x09). Ogólnie więcej wątków komediowych jest w sezonie pierwszym, który jest swego rodzaju wprowadzeniem, przedstawieniem postaci itp.. Drugi zaś jest nieco poważniejszy i dojrzalszy, a razem z pierwszym tworzy zamkniętą całość kończąc chyba wszystkie wątki. Może niektóre sprawy zostały potraktowane w końcówce nieco po macoszemu, mimo to osobiście jestem zadowolony z tego jak zakończył się drugi sezon. W trzecim została wymieniona prawie cała ekipa (poza Effy). Z jednej strony szkoda, bo przywiązałem się do tamtych postaci, z drugiej jednak rozumiem zamiary twórców, którzy nie chcieli robić serialu na siłę jadąc na popularności starej ekipy.
Na większą uwagę zasługuje także muzyka. W serialu wykorzystano kawałki m.in. MGMT, Yeah Yeah Yes, White Stripes czy Arcade Fire, a także wielu nieznanych mi wcześniej artystów. I tak dzięki skinsom poznałem bardzo fajny zespół ze stanów, Asobi Seksu, a to nie jedyny zespół, jaki wpadł mi w ucho podczas seansu, dlatego myślę, że na dniach zapoznam się z całym soundtrackiem z pierwszych dwóch sezonów.
Oglądając skinsów można zauważyć stopniową poprawę jakości. Pierwszy sezon wydaje się cierpieć na niski budżet, oraz na niewielkie doświadczenie realizatorów. Może się mylę, jednak moim zdaniem pierwszy sezon nie stał na najwyższym poziomie pod względem jakości zdjęć, montażu itp., ale wraz kolejnymi odcinkami, a zwłaszcza z kolejnymi sezonami, sytuacja ulegała poprawie, i tak oglądając początek trzeciego sezonu byłem pod wrażeniem pracy kamery i jakości zdjęć.
Jednym z mankamentów, jaki rzuca się w oczy podczas oglądania jest niski realizm towarzyszący niektórym sytuacją. Mam na myśli niektóre nieprawdopodobne zbiegi okoliczności, a także nieprzemyślane i naiwne zagrywki, ale nie jest to na szczęście tak częste by raziło widza podczas seansu, czasami zwróci się na taki szczegół uwagę, ale po chwili już się o nim zapomina. ||



Patrząc na dwa pierwsze sezony skinsów z perspektywy czasu, przychodzą mi do głowy jedynie dobre wspomnienia i myślę że będzie to jeden z nielicznych seriali do którego powrócę po dłuższym czasie.
Jak wspominałem, dziś jestem już zapoznany z kolejnymi sezonami. Twórcy każdej ekipie dają dwa takowe, poczym wymieniają (prawie) wszystkich bohaterów zaczynając jakby wszystko od początku. Sezon trzeci oraz czwarty skupiają się w głównej mierze na Effy (siostrze Tony’ego z pierwszej ekipy), Cook’u i Freddie’m oraz relacjach jakie łączą tą trójkę. Reszta wątków jakby schodziła na dalszy plan, choć niektóre były całkiem ciekawe, miejscami nawet lepsze od tych, jakie towarzyszyły pierwszej grupie. Nie znalazłem jednak tutaj bohaterów, których bym jakoś specjalnie polubił, faktycznie Cook był ciekawy pod wieloma względami, tak jak i Effy i są to bardzo barwne, wielowymiarowe postacie jednak w moim odczuciu czegoś im brakuje. Ogólnie mówiąc, perypetie drugiej generacji bohaterów, podobały mi się, przykuły moją uwagę, nie mniej jednak uważam tą część za słabszą od oryginału i troszkę infantylną.
O trzeciej części jedynie napomknę, gdyż przestałem ją oglądać po kilku odcinkach. Bohaterowie oraz ich problemy kompletnie mnie nie zainteresowały. Nazywając poprzednią część „troszkę infantylną”, tą musiałbym nazwać po prostu dziecinną, kompletnie nietrafiającą w moje gusta.

wtorek, 24 stycznia 2012

Serie A - podsumowanie pierwszej rundy

Przedwczoraj zakończyła się pierwsza runda spotkań włoskiej Serie A. Na półmetku liderem jest Juventus mający jedynie punkt przewagi nad obecnym mistrzem – AC Milan, oraz trzy nad można powiedzieć rewelacją sezonu Udinese, które co prawda poprzedni sezon zakończyło na 4tym miejscu – co także było zaskoczeniem – ale straciło w letnim okienku transferowym aż trzech kluczowych zawodników (Sanchez, Inler, Zapata). Warto jeszcze wspomnieć o Interze, który zaczął sezon fatalnie, przez kilka kolejek delikatnie tylko lewitując nad strefą spadkową. Jednak od objęcia posady trenera przez Claudio Ranieriego, Inter radzi sobie zdecydowanie lepiej, w ostatnich dwóch kolejkach pokonując mocnych rywali, najpierw wygrali derby z Milanem, a wczoraj 2:1 pokonali rzymskie Lazio, co było ich ósmym zwycięstwem z rzędu. Rozczarowuje za to Napoli, które rozpoczęło z wysokiego C wygrywając już w drugiej kolejce z Milanem 3:1, lecz później spuścili nieco z tonu i obecnie plasują się dopiero na siódmej pozycji w tabeli. Na pewno wpływ na taki stan rzeczy ma walka na dwóch frontach, tzn. w Serie A i LM, w której to radzą sobie nadzwyczaj dobrze. W ciężkiej grupie z Bayernem Monachium, Manchesterem City i Villarealem zajęli drugie miejsce i obecnie przygotowują się do pojedynku z Chelsea Londyn. Bardzo im w tej walce kibicuję, choć wiem że nie będzie łatwo, ale Chelsea też nie radzi sobie ostatnio najlepiej, więc jest nadzieja na dobry rezultat.

Skupiając się już tylko na moim Juventusie, chcę podkreślić fakt iż Ci w tej rundzie byli niepokonani wygrywając 11 spotkań (w tym z Milanem i Interes), a 8 remisując. Zdobyli przy tym 31 bramek (trzeci wynik) tracąc jedynie 12, co czyni defensywę Starej Damy najlepszą w tym sezonie. Głównym czynnikiem takiego stanu rzeczy widzę w postaci Antonio Conte, który nie dość, że potrafi świetnie motywować swoich zawodników (vide mecz z Napoli, kiedy to gospodarze prowadzili już do przerwy 2:0, później 3:1 by w końcu gracze Starej Damy zremisowali spotkanie 3:3 walcząc do samego końca o zwycięstwo, a wszystko – sposób gry, mentalność – zmieniło się po wizycie piłkarzy w szatni po pierwszej połowie), to jeszcze zmusza ich do ogromnego wysiłku na treningach, co sprawia, że są chyba najlepiej przygotowanym kondycyjnie i fizycznie zespołem w lidze. Do tego dopisuje im szczęście w postaci małej liczby kontuzjowanych co było zmorą Juventusu w ostatnich sezonach. Nie można zapomnieć również o Andrei Pirlo, który w Turynie się odrodził, jest prawdziwym liderem drużyny, playmakerem jakiego brakowało Juventusowi. Pod wodzą Conte, oraz grając u boku Pirlo świetnie odnalazł się również Książątko Turynu czyli Claudio Marchisio. Strzelił już 6 goli w tym sezonie, a swoją grą w każdym meczu udowadnia, że jest obecnie jednym z najlepszych włoskich środkowych pomocników. Inną wyróżniającą się postacią był na pewno Simone Pepe, pewniak do gry na prawym skrzydle. Narzekać można na pewno na rozregulowany celownik Alessandro Matriego. Strzelił on co prawda 7 goli w tych rozgrywkach co czyni go najlepszym strzelcem zespołu, ale gdyby wykorzystywał sytuacje które ma to śmiało mógłby walczyć z Di Natale, Ibrahimovicem i Denisem o koronę króla strzelców. Szkoda też że nasz trener nie stawia na Alessandro Del Piero. Wiadomo, Alex ma już swoje lata i na pewno nie jest już tym zawodnikiem co chociażby 3 sezony temu, ale wierzę, że przydałby się drużynie w niektórych meczach, szczególnie tych zremisowanych. Największym problemem Juve w drugiej części sezonu może okazać się obrona, do tej pory spisująca się wręcz rewelacyjnie, szczególne wyrazy uznania należy kierować do profesora Barzagliego, który gra wręcz bezbłędnie i jest ostoją naszej defensywy, myślę że swoją grą bez najmniejszych problemów zapewni sobie miejsce w podstawowej jedenastce reprezentacji Italii na zbliżających się mistrzostwach Europy. Problem z obroną o którym wspomniałem może wystąpić w momencie kontuzji jednego z nich, a to z tego względu że na ławce Conte nie ma zbyt wiele alternatyw. Zakładając że podstawowa obrona wygląda następująco: Lichsteiner, Barzagli, Chiellini, De Ceglie, to na ławce zostaje jeszcze Bonucci, Motta i Grosso, z czego dwóch ostatnich nie należy ani do ulubieńców Conte, ani kibiców, więc cała nadzieja w Marottcie aby sprowadził jakiegoś defensora jeszcze w tym okienku transferowym.




Pierwszy raz od dwóch lat patrzę pozytywnie na drugą część sezonu. Juventus pod wodzą Conte odradza się i podąża dobrą ścieżką by wrócić na należne im miejsce. Ścisk w górnej części tabeli gwarantuje ciekawą wiosnę i walkę do samego końca o scudetto. Liczę też na lepszą grę Napoli! Chciałbym żeby pokazali na co ich stać, zarówno we Włoszech jak i na arenie między narodowej, jest to bardzo fajna drużyna i mam nadzieję że będziemy ich częściej oglądać w lidze mistrzów gdzie od przyszłego sezonu będą mogły występować jedynie 3 ekipy z półwyspu apenińskiego. Jest to wielka zniewaga dla całych pokoleń które budowały potęgę włoskiej piłki. Szczerze wierzę że piłka we Włoszech w końcu się odrodzi i dzięki takim drużyną jak Napoli i Juve wróci na właściwe im miejsce.

sobota, 21 stycznia 2012

Fleet Foxes - Mykonos

Jak już wspomniałem poprzednio, ostatnimi czasy poznałem masę ciekawych zespołów. Właśnie jestem w trakcie zapoznawania się z kolejnymi albumami, w tym momencie wsłuchuję się w świetny krążek Feist – Metals, kiedyś postaram się coś o nim napisać. Dzisiaj chciałem nadmienić co nieco o zespole Fleet Foxes, a w zasadzie o ich singlu Mykonos. Utwór pochodzi z EP’ki zatytułowanej Sun Giant bodajże z 2007 albo 2008 roku. Pierwszy raz kawałek usłyszałem początkiem stycznia tego roku i z miejsca mnie wręcz zauroczył. Zaczyna się delikatnie, powoli buduje atmosferę, aż do końcówki gdzie wybucha emocjami, a całość tworzy piękny, wręcz epicki folkowy utwór, od którego nie mogę się uwolnić już od 3 tygodni. Całość okraszona jest rewelacyjnym teledyskiem, w postaci animacji, gdzie główną rolę grają jakby powycinane z tektury trójkąty oraz inne bliżej nieokreślone kształty. Warto posłuchać, warto obejrzeć! Zespół wystąpił niedawno w Polsce w ramach festiwalu Ars Cameralis i bardzo, ale to bardzo żałuję że mnie tam nie było…

środa, 18 stycznia 2012

2011 – podsumowanie vol.1

Rok 2011 był jaki był, dla jednych mniej udany dla drugich bardziej, ja zawsze staram się szukać pozytywnych aspektów we wszystkim. Dlatego zazwyczaj nie dociera do mnie, że kolejny rok w zasadzie zmarnowałem na jakieś głupoty. Skupmy się jednak na pozytywach! Po pierwsze napisałem książkę (promotorce się tak średnio podobała, ale to już szczegół) i zdobyłem wyższe wykształcenie. W końcu zebrałem się w sobie i założyłem bloga, któremu może i daleko do doskonałości, ale w jakimś stopniu mnie rozwija. Byłem na tylko na jednym, ale wyśmienitym koncercie IAMX, oraz poznałem wiele – naprawdę wiele – nowych i ciekawych zespołów. No i na koniec, jestem zadowolony z moich postępów, jakie poczyniłem w digital paintingu. To tak w skrócie, jedyne czego żałuje to, to że nie znalazłem czasu na jakieś podróże (których w sumie nigdy nie byłem wielkim fanem, mimo to uważam że warto).

Ten rok zapowiada się ciekawie. Już w lutym planuję wyjazd do Warszawy na koncert M83. Marzec chcę poświęcić na znalezienie jakiejś pracy, albo stażu, a w kwietniu czeka mnie wyjazd za granicę = ). Maj to oczywiście juwenalia, a wtedy zawsze dużo się dzieje! Poza tym chciałbym wybrać się w końcu na festiwal muzyki filmowej w Krakowie, nie mogę sobie wręcz darować, że przegapiłem poprzedni, kiedy to wyświetlani byli Piraci z Karaibów z muzyką graną na żywo, a do tego drugiego dnia swój występ miał Joe Hisaishi, kompozytor muzyki do wszystkich filmów Hayao Miyazakiego. Drugi raz taka kombinacja się nie powtórzy, ale liczę na drugą część piratów i może Hansa Zimmera, gdyż tak samo było z Władcą Pierścieni, trzy lata z rzędu i trzy kolejne części. W czerwcu zaczynają się mistrzostwa europy, więc ten miesiąc będę miał raczej wycięty z życiorysu, reprezentacja Włoch wraca do formy i liczę na ich dobry występ = ). Na drugie półrocze nie mam na razie większych planów, muszę przemyśleć kilka spraw i wtedy się zdecyduję co robić dalej. Na pewno chciałbym wziąć udział w przynajmniej dwóch katowickich festiwalach, najpierw OFF festival, później Ars Cameralis.

Czy uda mi się to wszystko zrealizować to się okaże, ale mam na uwadze to, że w grudniu może nas czekać koniec świata więc im więcej zrobię tym lepiej = )

Btw. za kilka dni postaram się wrzucić podsumowanie roku w muzyce, a jak wystarczy mi wyobraźni to jeszcze postaram się sklecić jakiś vol. 3.