The Knife nareszcie dali o sobie znać! A zrobili to w taki
sposób, że te już prawie 7 lat od ostatniego długograja, były warte
poświęcenia. Katuję to dziewięciominutowe arcydzieło (tak!) od kiedy się tylko
ukazało, nie czując mimo jego długości ani odrobiny znużenia. Zespół rozwijał
się do tej pory z płyty na płytę, myślałem że szczyt osiągnęli przy okazji Silen Shut, a tu się okazuje że
zapowiedziany na kwiecień Shaking The
Habitual może być jeszcze lepszy. To na razie tylko przypuszczenia na
podstawie jednego kawałka, mogą być mylne, ja jednak myślę iż poziom
energii, zawarty w Full of Fire, zdolny do brain fuckingu, jest dopiero
preludium do tego co nas czeka na nowej płycie szwedzkiego rodzeństwa.
Poziom szaleństwa i dziwności atakujący w szaleńczym tempie
słuchacza, jest bardzo wysoki, by nie powiedzieć szaleńczy (żeby nie było, wielokrotne
użycie odmian słowa szaleństwo nie jest
tu przypadkowe). Na myśl przychodzi mi porównanie do We Share Our Mother’s
Health, jednak żeby porównanie miało sens należy owe szaleństwo i dziwactwo, w
kawałku WSOMH pomnożyć dziesięciokrotnie.
Utwór wręcz zapiera dech w piersiach, zachwyca i zarazem niepokoi.
Przyznam, po tylu latach przerwy nawet nie czekałem na coś nowego od The Knife,
ale kiedy już zastanawiałem się nad ich przyszłością nie mogłem wyobrazić sobie
do końca, w którym kierunku mogą podążyć. Jedyne czego byłem pewny, to że nie
będzie to powrót do przebojowego Deep
Cuts, ale nie spodziewałem się też iż w swoich wariacjach muzycznych posuną
się tak daleko. Jestem więcej niż zauroczony, a Full of Fire staje się
pierwszym kandydatem do kawałka roku 2013!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz