niedziela, 1 lipca 2012

Jaka piękna ta Italia



Kto przed mistrzostwami stawiał na finał Włochy - Hiszpania? Kto w ogóle stawiał że Azzurri dotrą tak daleko? Kto jeszcze dzień przed drugim półfinałem powiedziałby że Niemcy, murowani faworyci do złota turnieju, następnego dnia odpadną? I to z ekipą, która jeszcze 2 lata temu podczas MŚ 2010, odpadła z najsłabszej grupy turnieju, remisując z potęgami pokroju Paragwaju czy Nowej Zelandii by ostatecznie dać się zbesztać Słowakom (chyba też nie warto nawet wspominać że Włosi bronili wtedy mistrzostwa wywalczonego w Niemczech). Powiem szczerze, że sam miałem wątpliwości, oczywiście wierzyłem w awans Włochów, ale miałem spore obawy i to już podczas meczu z Anglikami.

Piłkarze Italii jednak mnie nie zawiedli, spójrzcie proszę tylko na statystyki, które tym razem ani trochę nie kłamią, strzały: 35-9 (W-A), celne: 20-9, podania celne: 815-320, posiadanie piłki: 64%-36%, Włosi dominowali w każdym aspekcie spotkania i dziwne, że nie udało im się rozstrzygnąć go na swoją korzyść w regulaminowych 90 minutach. Anglicy zabawili się w stereotypowych Włochów, i zagrali catenaccio, jednak chyba nigdy nie słyszeli pięknego polskiego powiedzenia: „nie ucz ojca dzieci robić”. Azzurrim brakowało w tamtym meczu jedynie skuteczności, a Angielskie catenaccio polegało na wstawieniu do bramki autobusu. Mario w końcu harował, starał się, ale jak na złość nie wychodziło. Włosi często dosłownie walili głową w mur, sam Lescott przyjął na siebie chyba z 5-7 strzałów. 

Co się jednak nie udało podczas gry, udało się ze stojącej piłki w karnych. Nienawidzę gdy moja drużyna musi mierzyć się w konkursie jedenastek, zwyczajnie moje nerwy są wtedy w strzępach, i myślę że przez takie sytuacje, moje życie skończy się 10 lat za wcześnie. Na szczęście mimo niepowodzenia Montolivo już w drugiej serii, Pirlo zrobił swoje, zachował się jak prawdziwy lider, wykonał swoją jedenastkę perfekcyjnie, co dodało skrzydeł Włochom, a ewidentnie podcięło je Anglikom. Ostatecznie dzieła dopełnił Buffon broniąc strzał Cole’a.

W półfinale na ekipę Cesare Prandelli’ego czekali już Niemcy, którzy nie dosyć że mieli dwa dni więcej na wypoczynek to jeszcze zdecydowanie mniej zdrowia zostawili na boisku gładko pokonując Grecję 4:1. Jednak Niemcy obawiali się Włochów, na pewno bardziej niż Anglików co podkreślił w wywiadzie Lahm. Poza tym patrząc w przeszłość Niemcom nigdy wcześniej nie udało się pokonać Italię na wielkim turnieju, przegrywali bądź remisowali, ostatni raz 6 lat temu, w półfinale mistrzostw świata, rozgrywanych właśnie w Niemczech (0:2 po dogrywce). Na pewno mieli w pamięci tamto spotkanie, wychodząc na murawę w Warszawie, chcieli się zrewanżować. Było to widać na początki spotkania, reprezentanci Niemiec praktycznie od razu zaatakowali i narzucili straszne tempo. Obrona i Buffon, wyglądali w pierwszych dziesięciu minutach na niepewnych, co się jednak z biegiem spotkania zmieniło. Na pewno czuli jeszcze zmęczenie po ćwierćfinale. Później już brylowali Włosi, akcje Niemców kończyły się zazwyczaj na Włoskich obrońcach, zaś ataki Włochów z akcji na akcję były coraz groźniejsze. Aż w końcu w 20 minucie Mario Balotelli dostał wyśmienitą piłkę na głowę od Cassano - który minął jak dzieci dwóch niemieckich obrońców - i dał prowadzenie Włochom. Piętnaście minut później było już 2:0, znowu Balotelli, tym razem po rewelacyjnym długim podaniu od Montolivo. Super Mario znalazł się w podobnej sytuacji jaką miał z Hiszpanami, tyle że tym razem zachował się tak jak był powinien, huknął aż miło, Neuer nawet się nie ruszył. Czarnoskóry Włoch, po raz pierwszy chyba okazywał jakieś oznaki radości ze zdobytego gola, choć wcześniej zarzekał się że cieszyć się będzie jedynie z gola strzelonego w finale LM bądź MŚ/ME. To pokazuje jak bardzo mu zależało, jak bardzo się zmienił na tym turnieju. Po zdobyciu gola ściągnął koszulkę, napiął mięśnie, stanął jak posąg, dostał oczywiście żółtą kartkę, którą później tłumaczył, że nie dotyczyła ona samego faktu ściągnięcia koszulki, ale zazdrości sędziów jego budowy.

Spodziewałem się, że gwiazda Balotelli’ego może na tych mistrzostwach rozbłysnąć, ale pierwsze mecze w jego wykonaniu skutecznie mnie od tych myśli odwiodły. Dopiero gdy Prandelli posadził go na ławce w meczu o wszystko z Irlandią, Mario zaczęło zależeć, wszedł w drugiej połowie, zdobył pięknego gola, i zaraz po tym wymierzył groźnie palcem w kierunku trenera i posłał mu kilka prawdopodobnie nieładnych słów, dobrze że Bonucci szybko zasłonił mu usta, bo mogło się to źle skończyć.

Niemcy słynący ostatnimi czasy ze swoich pomocników, nie potrafili znaleźć sobie miejsca w środku pola, Marchisio skutecznie wyłączył Schweinsteigera, De Rossi Ozila, Kroos również nie istniał. Dopiero wejście Mullera w końcówce coś dało, coś ruszyło, ale to było za mało tego wieczora na Włochów. Pod koniec Niemcy oddychali już tylko rękawami, tempo jakie wcześniej narzucili zemściło się na nich, mimo tych dwóch dni przewagi, wyglądali na bardziej zmęczonych. Karny w końcówce napędził mi i pewnie niejednemu kibicowi strachu, sam Buffon strasznie się zdenerwował i po ostatnim gwizdku sędziego, wkurzony zszedł szybko do szatni nie ciesząc się z kolegami, De Sanctisa nawet odepchnął, tak samo jak i maskotkę. Podirytował się, i to całkiem słusznie z powodu rozluźnienia w końcówce. Mówił że gdyby chociaż przez przypadek coś jeszcze Niemcom wpadło, to w dogrywce dostali by jeszcze dodatkowe 7 goli. To chyba jedna z ostatnich jego szans na sukces w tak wielkiej imprezie i w ogóle się mu nie dziwię że się zdenerwował. Takiego nastawienia należy oczekiwać od wszystkich, a w finale nie będzie problemów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz