Kto przed mistrzostwami stawiał na finał Włochy - Hiszpania?
Kto w ogóle stawiał że Azzurri dotrą tak daleko? Kto jeszcze dzień przed drugim
półfinałem powiedziałby że Niemcy, murowani faworyci do złota turnieju,
następnego dnia odpadną? I to z ekipą, która jeszcze 2 lata temu podczas MŚ
2010, odpadła z najsłabszej grupy turnieju, remisując z potęgami pokroju
Paragwaju czy Nowej Zelandii by ostatecznie dać się zbesztać Słowakom (chyba
też nie warto nawet wspominać że Włosi bronili wtedy mistrzostwa wywalczonego w
Niemczech). Powiem szczerze, że sam miałem wątpliwości, oczywiście wierzyłem w
awans Włochów, ale miałem spore obawy i to już podczas meczu z Anglikami.
Piłkarze Italii jednak mnie nie zawiedli, spójrzcie proszę
tylko na statystyki, które tym razem ani trochę nie kłamią, strzały: 35-9
(W-A), celne: 20-9, podania celne: 815-320, posiadanie piłki: 64%-36%, Włosi
dominowali w każdym aspekcie spotkania i dziwne, że nie udało im się
rozstrzygnąć go na swoją korzyść w regulaminowych 90 minutach. Anglicy zabawili
się w stereotypowych Włochów, i zagrali catenaccio, jednak chyba nigdy nie
słyszeli pięknego polskiego powiedzenia: „nie ucz ojca dzieci robić”. Azzurrim
brakowało w tamtym meczu jedynie skuteczności, a Angielskie catenaccio polegało na wstawieniu do bramki autobusu. Mario w końcu harował,
starał się, ale jak na złość nie wychodziło. Włosi często dosłownie walili
głową w mur, sam Lescott przyjął na siebie chyba z 5-7 strzałów.
Co się jednak nie
udało podczas gry, udało się ze stojącej piłki w karnych. Nienawidzę gdy moja
drużyna musi mierzyć się w konkursie jedenastek, zwyczajnie moje nerwy są wtedy
w strzępach, i myślę że przez takie sytuacje, moje życie skończy się 10 lat za
wcześnie. Na szczęście mimo niepowodzenia Montolivo już w drugiej serii, Pirlo
zrobił swoje, zachował się jak prawdziwy lider, wykonał swoją jedenastkę
perfekcyjnie, co dodało skrzydeł Włochom, a ewidentnie podcięło je Anglikom.
Ostatecznie dzieła dopełnił Buffon broniąc strzał Cole’a.
W półfinale na ekipę Cesare Prandelli’ego czekali już
Niemcy, którzy nie dosyć że mieli dwa dni więcej na wypoczynek to jeszcze
zdecydowanie mniej zdrowia zostawili na boisku gładko pokonując Grecję 4:1.
Jednak Niemcy obawiali się Włochów, na pewno bardziej niż Anglików co
podkreślił w wywiadzie Lahm. Poza tym patrząc w przeszłość Niemcom nigdy
wcześniej nie udało się pokonać Italię na wielkim turnieju, przegrywali bądź
remisowali, ostatni raz 6 lat temu, w półfinale mistrzostw świata, rozgrywanych
właśnie w Niemczech (0:2 po dogrywce). Na pewno mieli w pamięci tamto spotkanie, wychodząc na
murawę w Warszawie, chcieli się zrewanżować. Było to widać na początki
spotkania, reprezentanci Niemiec praktycznie od razu zaatakowali i narzucili
straszne tempo. Obrona i Buffon, wyglądali w pierwszych dziesięciu minutach na
niepewnych, co się jednak z biegiem spotkania zmieniło. Na pewno czuli jeszcze
zmęczenie po ćwierćfinale. Później już brylowali Włosi, akcje Niemców kończyły
się zazwyczaj na Włoskich obrońcach, zaś ataki Włochów z akcji na akcję były
coraz groźniejsze. Aż w końcu w 20 minucie Mario Balotelli dostał wyśmienitą
piłkę na głowę od Cassano - który minął jak dzieci dwóch niemieckich obrońców - i dał
prowadzenie Włochom. Piętnaście minut później było już 2:0, znowu Balotelli,
tym razem po rewelacyjnym długim podaniu od Montolivo. Super Mario znalazł się
w podobnej sytuacji jaką miał z Hiszpanami, tyle że tym razem zachował się tak
jak był powinien, huknął aż miło, Neuer nawet się nie ruszył. Czarnoskóry
Włoch, po raz pierwszy chyba okazywał jakieś oznaki radości ze zdobytego gola,
choć wcześniej zarzekał się że cieszyć się będzie jedynie z gola strzelonego w
finale LM bądź MŚ/ME. To pokazuje jak bardzo mu zależało, jak bardzo się
zmienił na tym turnieju. Po zdobyciu gola ściągnął koszulkę, napiął mięśnie,
stanął jak posąg, dostał oczywiście żółtą kartkę, którą później tłumaczył, że
nie dotyczyła ona samego faktu ściągnięcia koszulki, ale zazdrości sędziów jego
budowy.
Spodziewałem się, że gwiazda Balotelli’ego może na tych
mistrzostwach rozbłysnąć, ale pierwsze mecze w jego wykonaniu skutecznie mnie
od tych myśli odwiodły. Dopiero gdy Prandelli posadził go na ławce w meczu o
wszystko z Irlandią, Mario zaczęło zależeć, wszedł w drugiej połowie, zdobył
pięknego gola, i zaraz po tym wymierzył groźnie palcem w kierunku trenera i
posłał mu kilka prawdopodobnie nieładnych słów, dobrze że Bonucci szybko
zasłonił mu usta, bo mogło się to źle skończyć.
Niemcy słynący ostatnimi czasy ze swoich pomocników, nie
potrafili znaleźć sobie miejsca w środku pola, Marchisio skutecznie wyłączył
Schweinsteigera, De Rossi Ozila, Kroos również nie istniał. Dopiero wejście
Mullera w końcówce coś dało, coś ruszyło, ale to było za mało tego wieczora na
Włochów. Pod koniec Niemcy oddychali już tylko rękawami, tempo jakie wcześniej narzucili zemściło się na nich, mimo tych dwóch dni przewagi, wyglądali na bardziej zmęczonych. Karny w końcówce napędził mi i pewnie niejednemu kibicowi strachu, sam
Buffon strasznie się zdenerwował i po ostatnim gwizdku sędziego, wkurzony
zszedł szybko do szatni nie ciesząc się z kolegami, De Sanctisa nawet
odepchnął, tak samo jak i maskotkę. Podirytował się, i to całkiem słusznie z
powodu rozluźnienia w końcówce. Mówił że gdyby chociaż przez przypadek coś
jeszcze Niemcom wpadło, to w dogrywce dostali by jeszcze dodatkowe 7 goli. To
chyba jedna z ostatnich jego szans na sukces w tak wielkiej imprezie i w ogóle
się mu nie dziwię że się zdenerwował. Takiego nastawienia należy oczekiwać od wszystkich,
a w finale nie będzie problemów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz