Muszę się czymś pochwalić, choć raczej nie jest to powód do
dumy. Dzisiaj pierwszy raz w mojej karierze kierowcy samochodu osobowego,
zatrzymała mnie drogówka na kontrolę. Trochę się zdziwiłem, przede wszystkim
dlatego że stali w bardzo dziwnym miejscu, mianowicie niedaleko stacji PKP w
mojej małej rodzinnej miejscowości, gdzie nie ma jakiegoś wielkiego ruchu, a na
dodatek nikt tam nie osiąga zawrotnych prędkości. Zatrzymano mnie i za brak
gaśnicy dostałem pierwszy w życiu mandat, w wysokości 20 zł (początkowo chcieli
mi dać 50!).
To jakaś paranoja, ewidentnie w państwie polskim brakuje
pieniędzy, skoro stawiają drogówki w takich głupich miejscach i każą im wlepiać
mandaty za takie pierdoły. Koleś, który był po mnie w kolejce, miał gaśnicę,
ale nie miał trójkąta ostrzegawczego i też wystawili mu rachunek, a u niego
była to już chyba pięćdziesiątka, czyli upraszczając, jedna głupia drogówka
wygenerowała wpływ do budżetu w przeciągu 10 minut 70 zł (oczywiście należy
uwzględnić jakieś koszty przez nich poniesione). Musi być naprawdę krucho w
państwowym budżecie, że rząd ucieka się do takich kroków. Z tego co wiem to
nawet jest na to przeznaczona specjalna rubryka w planowanym budżecie, czyli
rząd z góry zakłada jakie będą zyski z tytułu mandatów, a co za tym idzie
policja ma roczny plan do wykonania zakładający wystawienie określoną ilość
kwitków. Nie jest to fajne, nie jest to propaństwowe, i nie że boli mnie strata
tych 20 zł, jest to po prostu perfidne wyciąganie pieniędzy od Bogu ducha
winnych obywateli. Rząd PO-PSL, podpada mi na każdym kroku coraz bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz