Starożytny Rzym, wręcz kopalnia ciekawych historii mogących
posłużyć za scenariusz filmu bądź też serialu. Aż dziw bierze, tak mało pozycji
eksplorujących ten temat dziś powstaje. Z jednej strony wiadomo, koszty, by
wyprodukować obraz bazujący na wydarzeniach z tamtego okresu trzeba wyłożyć
grube miliony. Na szczęście w 2005 roku stacja HBO zauważyła potencjał
drzemiący w starożytności i nie pożałowała pieniędzy na produkcję „Rzymu”.
Serial powstał 7 lat temu, przez ten czas jakoś nie zwracałem
na niego uwagi, mimo iż bardzo lubię starożytny Rzym i w zasadzie wszystko, co
związane jest z Italią (z każdego okresu). Nie znajdywałem nigdy czasu na te 2
sezony, i pewnie dalej tkwiłbym w swojej ignorancji gdyby nie Gra o Tron. Po
obejrzeniu (całkiem niedawno) tego bądź co bądź bardzo dobrego serialu,
poczułem pewną pustkę i niedosyt. Przypomniałem sobie wtedy, że gdzieś w domu
na półce kurzy się Rzym, który kiedyś kupiłem ojcu. Serial tej samej produkcji,
więc stwierdziłem, że może zaspokoić moje potrzeby chłonięcia ciekawych, ładnie
przedstawionych historii. Już teraz mogę powiedzieć, nie dość że się nie
zawiodłem, to jeszcze dostałem coś znacznie wykraczającego poza moje
oczekiwania. Serial ROME w mojej skromnej opinii, jest chyba najlepszym jaki do
tej pory widziałem (a widziałem sporo). Może nie miażdży konkurencji, bo i
Boardwalk Empire i Gra o Tron, trzymają równie wysoki poziom, ale jednak pewne
elementy sprawiają, że ma nad nimi przewagę. Odchodząc jednak od innych
produkcjach HBO, to na co zwraca się uwagę od samego początku oglądając Rzym,
to sposób w jaki został ukazany, nareszcie nie starano się na siłę upiększyć i
uszlachetnić pewnych spraw. Rzym został ukazany taki jakim był, brudny, pełen
seksu, krwi, intryg, jednak wszystko z odpowiednim umiarem. Idealnie
zbalansowano poszczególne elementy, dlatego nie ma się wrażenia, że ogląda się
jakieś soft porno jak to miało miejsce przy seansie Spartacusa.
Nawet najdroższy serial się nie obroni nie mając ciekawych,
przyciągających do odbiorników postaci. Jednak i w tym aspekcie Rzym nie ma się
czego wstydzić, co prawda nie uświadczymy tu wielkich nazwisk, ale aktorzy
dobrani przez twórców spisują się wzorowo. Moim osobistym numerem jeden jest
Marek Antoniusz grany przez James’a Purefoy’a, kawał skurczybyka, ale z
klasą, nie da się go nie lubić, szczególnie w drugim sezonie pokazuje na co go
stać. W celu ukazania życia niższych klas społecznych Rzymu, do grona głównych
bohaterów wprowadzono prostego Tytusa Pullo i trochę bardziej rozgarniętego,
kierującego się zasadami i honorem Lucjusza Vorenusa - obaj to początkowo
legioniści w służbie Cezara.
Jedyne co w całym serialu mi się
nie podobało, to brak ukazania bitew. Mianowicie, gdy dochodziło do jakiegoś
większego starcia, od razu przechodzono do zdarzeń po bitwie i wtedy
bohaterowie jedynie omawiali między sobą jak ta wyglądała i kto ostatecznie
zwyciężył. Zabieg ten jest z wielu względów zrozumiały i często praktykowany
(np. wspomniana Gra o Tron), jednak nie zmienia to mojego stanowiska, fajnie
byłoby taką bitwę zobaczyć, a nie tylko usłyszeć o niej co nie co gdy ta jest
już rozstrzygnięta…
Słyszałem również głosy niezadowolenia dotyczące nie
trzymania się twórców dokładnie wydarzeń historycznych. Ja jednak nie mam nic
przeciwko takim zabiegom, zwłaszcza że dla normalnego odbiorcy (czyt. nie
pasjonata tudzież historyka) są one niezauważalne. Należy pamiętać, że jest to
serial oparty o wydarzenia
historyczne, a nie ekranizacja encyklopedii. Dlatego dodanie smaczków do
znanych z lekcji historii wydarzeń jest jak najbardziej na miejscu.
Miałem zamiar jedynie podzielić się wrażeniami z serialu, a
wyszła mi pewnego rodzaju recenzja. Nie zmienia to jednak najważniejszej
rzeczy, którą chciałem przekazać - serial ROME jest rewelacyjny i polecam go
każdemu, bo każdy może w nim odnaleźć coś dla siebie. Choć teraz tak sobie
myślę, że chyba został za bardzo skondensowany, tyle informacji, tyle wydarzeń
a wszystko zmieszczone w 22 odcinkach... imo z tego materiału można by zrobić 3
a może nawet 4 sezony, dlatego całkowicie na miejscu jest czuć lekki niedosyt i
mieć wrażenie niewykorzystanego w 100% materiału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz